Przez śmierć do wolności – Księga Zaręby województwa smoleńskiego

1545
ksiega zareby

Ledwie promyk słońca dotknął ziemi, gdy wojsko Rzeczypospolitej jak spod cienia podeszło ku murom Smoleńska. Szli cicho, ledwie szmer dawał znać zaspanym obrońcom, że zbliża się sztorm. Tysiące ludzi z drabinami: kawalerzyści pieszo, piechota, ciury obozowe, czeladź, a takoż i senatorowie. Był 13 czerwca 1611 roku.

Smoleńsk

Nie chciał Król Jego Miłość przedsięwziętego zamysłu swego odstąpić, aby miał nie wziąwszy Smoleńska odjachać” – czytamy w ulotnym druku O rekuperowaniu Smoleńska od Moskwy. Ale odjechać musiał na zbliżający się Sejm. Szczęśliwie jednak broniący Smoleńska Moskale nie spodziewali się szturmu. Wiedzieli oni bowiem, że połowa wojska wyszła spod fortecy przeciw wojskom Iwana Sołtykowa, który próbował twierdzę odblokować i udzielić jej pomocy.

Szło zatem wojsko takim porządkiem: z jednej strony Jakub Potocki ze spieszoną husarią, mając nieco piechoty z drabinami; z drugiej strony Marcin Wejher z piechotą niemiecką w stronę baszty bohusławskiej; Stefan Potocki z husarzami od strony starego przełomu; z kluczową zaś grupą od strony Dniepru i za basztą szedł Krzysztof Dorohostajski i sławny Bartłomiej Nowodworski, kawaler maltański. Wraz z nimi husarze i rajtarzy. Nieśli petardy, które planowali podłożyć pod kratę z rynsztokiem, który tamtędy właśnie spływał do Dniepru…

Jako pierwszy na mury pod drabinie wspiął się kasztelan kamieniecki Jakub Potocki. Za jego przykładem inni. Wejher z Niemcami opanował kilka baszt. Ale najbardziej zaszczytne przedsięwzięcie przypadło w udziale Nowodworskiemu, który wysadził mur nad rynsztokiem. Tą dziurą przedostał się Dorohostajski z husarzami i rajtarią. Szturmujący wpadli do miasta i zgodnie z wilczym prawem wojny zaczęli grabić i zabijać. Wybuchł pożar, który niebezpiecznie zbliżył się do jednej z cerkwi. Były w niej zgromadzone prochy, „których było, jako sama Moskwa powiada, 40 000 pudów. Jeszcze i prochy te były, które Moskwa wzięła pod naszymi, kiedy Smoleńsk za Zygmunta Starego wzięli” – wspominał Adam Wichrowski. Straszliwy wybuch wstrząsnął sklepieniem świątyni i z piekielnym hukiem pogrzebał zgromadzoną w niej licznie ludność. Smoleńsk – utracony w 1514 roku – był wolny.

Przez śmierć do wolności

DVM VINCOR LIBEROR – gdym zwyciężony, odzyskuję wolność. Wolność poprzez śmierć. Tak o Smoleńsku mówili ówcześni. Ta sentencja – pocieszenie poległych – mogła brzmieć nieco przewrotnie dla żywych. Ziemia wokół Smoleńska była zrujnowana i wyludniona przez ciągłe pochody armii, a wojna trwała jeszcze długich siedem lat. Dopiero 4 stycznia 1619 roku Rzeczpospolita zawarła z Moskowią rozejm dywiliński, który umożliwił zagospodarowanie odzyskanego terytorium.

Księga Zaręby

Natychmiast też pojawiła się w Smoleńsku komisja inwentaryzacyjna, która miała sporządzić spis „masy upadłościowej”, tzn. wszystkich derewni, młynów, karczem, wszystkich pożytków, jakie mogły wpłynąć do wiecznie głodnego skarbu Rzeczypospolitej. W kolejnym, 1620 roku, do pracy przystąpił mierniczy smoleński Adam Zaręba. Jego zadaniem było podzielenie województwa na działki, które nadawano dobrze zasłużonym żołnierzom. Tak rodziła się siła zbrojna województwa smoleńskiego, szlachta otrzymywała bowiem te działki na prawie lennym, to znaczy z obowiązkiem obrony na każde wezwanie.

Po tej wielkiej pracy Zaręby pozostały ledwie szczątki – jedna z wielu ksiąg wymiaru i ograniczenia województwa smoleńskiego przetrwała burze dziejowe i znalazła się w Bibliotece Jagiellońskiej. Przyniósł ją tam w XIX wieku zbieracz pamiątek Teodozjusz Piekarski, być może potomek pewnego Piekarskiego, który otrzymał daninę w ujeździe sierpejskim powiatu smoleńskiego.

Opracowywanie Księgi Zaręby

Od kilku lat opracowuję tę tak zwaną „Księgę Zaręby”; efekty tych prac przedstawiłem ostatnio na seminarium profesora Michała Kopczyńskiego (w sprawie wydania Księgi Zaręby). Gotowy jest główny tekst źródła (w oryginale słabo czytelny), indeks nazwisk i indeks miejscowości wraz z ich rosyjskimi odpowiednikami. Gotowe są też cząstkowe mapy tak zwanych „stanów” (okręgów administracyjnych). Wielkiej pomocy źródłowej i porady naukowej udzielił mi Władymir Prochorow z Dorohobuża, który wkrótce opublikuje swój regestr przywilejów dla szlachty smoleńskiej, zawartych w księgach Metryki Litewskiej.

Brakuje polskich map smoleńszczyzny. Polskie wydawnictwa źródłowe o Smoleńszczyźnie prezentują zwykle mapy, które przypominają białe plamy. Miejmy nadzieję, że moje wydawnictwo uzupełni tę dotkliwą lukę. Być może także Państwo – genealodzy, patrioci, zbieracze pamiątek – pomogą mi w tym przedsięwzięciu. Województwo smoleńskie czeka na nasze odkrycie!