Ach jakże bym pragnął na koniec dni swoich,
Odlecieć w przestworza wysoko gdzieś w chmury.
Móc spojrzeć na ludzi z którymi wszak żyłem,
Będąc niewidoczny, gdzieś z obłoków, z góry.
Móc wejrzeć z zaświatów w ich codzienne chwile,
Zmagania się z nurtem codziennego życia.
Widzieć ich i słyszeć nie będąc widzianym.
Móc czytać ich myśli ze swego ukrycia.
Dowiedzieć się także co może po latach
W ich sercach i głowach po mnie pozostało?
Czy wszystko co chciałem potomnym przelałem?
Czy ze swego życia nie dałem za mało?
Czy żyć będą oni w miłości rodziny?
W spokoju i zgodzie jak kiedyś ja żyłem.
Czy wiarę swą oprą na wszystkim w co kiedyś
Przez lata ja długie wszak przecież wierzyłem?
Czy Bóg mi pozwoli na takie odstępstwo,
Na zmianę wędrówki mej duszy w przestrzeni?
Czy da mi możliwość spełnienia marzenia,
Które gdzieś tam w głowie powstało na ziemi?